Korzenie intelektu

Bardzo mnie zawiódł poziom mądrości ósmego zęba
rozczarowanie do dna powykręcanego korzenia intelektu
rosnącego w poprzek normom i zakręconego na końcu
ósemka z wiedzy podszytej warstwami roponośnymi
po ekstrakcji i przewróceniu przypominała nieskończoność
rozwinęła pokłady kojarzone wyłącznie ze szczękościskiem
bynajmniej nie tryskające mądrością sprzed naszej ery
nie uciułała fortuny i nie wypełniła zębodołu wikipedii
przeżuwając lokalny padół zmacerowanym dziąsłem
nie nakarmiła świata z wiecznym problem gastrycznym
pozostało założyć szwy marnotrawstwu na uzębienie
zjeść przeciwzapalne leki i przemyć jamę płukanką
podczas borowania na fotelu opowiedzieć to wszystko
wypowiadając zdania złożone z pełną artykulacją i dykcją.

Zawiłości bawełny

Macica nie wykarmi wiedzą spragnionych
którzy przestali wierzyć bajkom
którzy bez posiadania racji
istnieją w koszach na śmieci
logika nie stworzy połączeń astralnych

udowodniono zgodność rzędów cyfr
realia nie wynikną poza zawiłości bawełny
patrzenie w oka mgnieniu zobaczy więcej
w otchłani niesprawnych neuronów
spora zawartość wysondowanej prawdy.

 

ENGLISH VERSION HERE
LINK DO WERSJI MULTIMEDIALNEJ
WIERSZ POCHODZI Z TOMIKU „POEZJA PĘKŁA”

Uwolnić porąbane choinki !!!

W celu zmiany karmy, kliknij w obrazek

W magazynie osób mniejszych 7

Gdy pierwszy raz skosztowałem tutejszego jedzenia w kantynie pracowniczej doznałem szoku. Zaznaczę, że kantyna jest pokaźnych rozmiarów. Jest w pełni oblegana ludzko i to na kilka zmian, bo na raz wszystkich by nie wykarmiła. W zapachu jest typowa, jak bar szybkiej obsługi, gdzie smród oleju miesza się z oparami jedzenia. Pomalowano ją na żwawe kolory, które kontrastują z burymi ubraniami magazynierów. Obsługa jest nijaka, dopasowana do tego co serwują. Smaku poza cukrem nie stwierdzono. Trociny z cukrem smażone na głębokim oleju. Przypraw generalnie brak. Słodzą tu wszystko. A jak coś ciepłe i posłodzone – uznają to za nadające się do spożycia. Tylko czy podgrzane warzywa, zazwyczaj jednego gatunku, wylane z puszki razem z bezsolną zalewą można nazwać dodatkiem do obiadu? Pewnie by można, gdyby owe warzywa miały swój pierwotny smak. Albo chociaż połowiczny. Wszystko okazuje się tu mało smakowe. Ich produkty żywieniowe nie są pośredniej jakości, one są całkowicie poślednie. Nazwałbym je produktami połowicznego rozkładu. Radioaktywności niestety nie mam czym zmierzyć.
Ale Irlandia jest pełna sprzeczności, bo można dostać kuriozalnie tanie i wyjątkowo smaczne jogurty. Gdybym przyjechał tu pracować jako modelka, pewnie nie musiałbym jeść niczego innego, no ale jak długo fizyczny pociągnie na takiej diecie? W dodatku przy takiej ruchliwej pracy ciągle chce się pić, a przyzwoita woda mineralna jest tu droga. A każda szanująca się modelka pamięta o codziennym wypłukiwaniu z organizmu toksyn za pomocą takiej właśnie wody zaopatrzonej w listek mięty, który ma odświeżać. Skąd ja tu wezmę mięte? Znalezienie tak wyszukanych przypraw jak majeranek zakrawa o firmament. Niezależnie od wyszukiwarki i ceny produktu.
Szok mnie wzmocnił – postanowiłem, że choćby nie wiem co, nie zamierzam żywić się tak jak tubylcy i będę gotował na własną rękę. Dobrze, że mam w tym doświadczenie i trochę praktyki, mogłem więc sobie pozwolić na takie śmiałe rezolucje. No ale przecież piec samemu chleb to bez sensu – jak myślałem – próbowałem więc przyzwyczaić się do tutejszego. Bezskutecznie. Taki, co wygląda na dobry, kosztuje minimum trzy raz tyle, ile jest wart. Chleb w przystępnej cenie, zawsze jest chlebem tostowym. Ten natomiast najlepiej smakuje na ciepło i jest prawie całkowicie sztuczny co do składu.
Posiłek jednego z moich współmieszkańców wygląda tak: rozpuszczająca się polska konserwa na ciepłym tutejszym chlebku z tostera. Pod konserwą zdążył się już rozpuścić posmak produktu margarynowego. Posmak, bo oszczędzać trzeba, jest przecież wojna, głód, a my tu na robotach przymusowych. Całość tej potrawy na gorąco należy zalać obficie ketchupem, pewnie po to, żeby mniej śmierdziała. Gdy na to patrzę, czuje się jak niemowlę, któremu bułka przylgnęła do podniebienia akurat wtedy, kiedy zaczęło mu się ulewać. Tak wiem, nie powinno się karmić niemowląt bułkami. Tym bardziej miejscowymi.
Dlatego jednak chlebki piekę sobie sam, a dzieci nie planuję. Według jednego z naszych mądrych w rządzie, posiadanie dużej ilości dzieci jest jedynym sposobem na zapewnienie sobie przyzwoitego bytu na emeryturze, bo na opłacany całe życie ZUS nie ma co liczyć. A pewnie, teraz nasze starzejące się społeczeństwo zacznie rodzić dzieci – niechby choć jedno z miotu dobrze ustawiło się w życiu, a reszta trzódki na emigrację. Niestety niezależnie od płodności narodu mój rocznik już jest ugotowany.
Właśnie, dlaczego napisałem „ugotowany”, a nie na przykład „załatwiony”? Wcale nie dlatego, że zwrot „mieć przejebane” byłby nie na miejscu. To z powodu tego, że wszystkie moje myśli krążą teraz wokół gotowania. Ostatnio w gazetce pracowniczej przeczytałem artykuł na temat objawień raka w Irlandii. Wynikało z niego, że planują u co trzeciej osoby stwierdzić jakiś rodzaj nowotworu w jakimś stadium. „Fantastycznie” – pomyślałem, przełykając na stołówce kawał obiadu. Tak, przyznaję, głód wygrał z moją niezłomnością i skusiłem się zjeść coś rakotwórczego. Jednak albo zmienili kucharza, albo po miesiącu już się zmutowałem i tutejsze specjały jakby nawet nieśmiało mi smakują bez specjalnych konwulsji podniebiennych. A może gdy pracownik fizyczny potrzebuje żreć, nic go nie powstrzyma. Już się boję, jaki drastyczny gwałt nastąpi na moich kubkach smakowych, gdy wrócę do Polski.
Ale wracając do raka. Jak ma nie być nowotworów, biorąc pod uwagę stopień przetworzenia tutejszych produktów. Mleko czuć plastikiem, jajka podśmierdują nie wiadomo czym, warzywa nieudolnie poszukują jakiegoś konkretniejszego wyrazu postaci smaku lub zapachu. Atrybuty typowe dla reprezentowanego gatunku straciły swoją indywidualność. Większość potraw gotowa, tylko do przygrzania w emiterze smaku, czyli mikrofali. Najtaniej życie wychodzi w puszkach albo mrożone. Naturalnie trudno to jeść, ale jaka oszczędność czasu! Zostaje więcej na kolejną (po zakupach) tutejszą atrakcję, czyli telewizor i zjedzenie czterech kilogramów chipsów octowych dziennie. Mówią, że w Polsce ziemniaki są podstawą żywienia… Ciekawe czy wyspiarze znają też zastosowania denaturatu…

LINK DO CZĘŚCI 8

W magazynie osób mniejszych 3

A nie wszyscy są od roboty. W magazynie są też tacy od myślenia. Tak się bidulki przemęczają, że czasem mam ochotę przewieźć ich moim rozklekotanym pojazdem z zawrotną prędkością dwudziestu kilometrów na godzinę, co by im się w główkach przejaśniło od powiewów świeżego powietrza. Może zaczęliby wtedy racjonalnie nami zarządzać. To znaczy, żebym ładował puszysty papier toaletowy, a nie diabelnie ciężkie zgrzewki wielopaków wody i soków. A tu nic z tego. To nie koncert życzeń. Co najwyżej randka w ciemno za wachlarzem z szeregu palet. Wygrać można zakwasy. Odciski są nagrodą pocieszenia.

No i tak sobie jeżdżę po tym magazynie w poszukiwaniu upragnionych przez Irlandczyków produktów odżywczych. Tubylcy karmią nimi swoje nowotwory w różnych stadiach, bo z żywnością ten towar ma tyle wspólnego, co muszki owocówki z owocami. Czyli wywodzą się z jednej linii. Frazeologicznej. Już tłumaczę. To jest tak, że te produkty miały być odżywcze, żeby nie powiedzieć z rozpędu naturalne, a muszki owocówki z założenia miały dawać owoce. Gdy tak sobie jeżdżę moim wózkiem, mam bardzo dużo czasu na przemyślenia. I kiedy trak ostatnio mi robił „pyr, pyr, pyr”, to skojarzyło mi się, że jestem taki fajny jak ten pan, co w jednym filmie na małym motorku-kosiarce jeździł po świecie. Że moja praca to taka właśnie prosta historia. Bardzo prosta umysłowo, nie mylić z kosiarzem umysłów. Takie codzienne wyścigi z czasem, aby nadążyć za chorą normą.

Przeprowadziłem ostatnio doświadczenie na sobie i systemie magazynowym. Wyszło mi, że nigdy nie będę wystarczająco dobrym pickerem. Picker to Ludzki Podnośnik Dóbr – LPD. Często mylone z LPR. Dalece niestosownie. Dostałem wyjątkowo skomplikowane zadanie – odnaleźć i dostarczyć jeden ładunek, jeden produkt z szarego końca brudnego magazynu. Postanowiłem się wykazać. Ekspresowo załadowałem skrzynię na traka i popędziłem przez magazyn na przełaj, łamiąc wszelkie możliwe wewnętrzne przepisy drogowe. Przepisy mówią o tym, że wszystkie drogi są jednokierunkowe i nie można jeździć do tyłu. Skutkuje to wieczną jazdą slalomem między alejkami. Należy też trąbić przed wjechaniem na skrzyżowanie, przydatne, gdyby ktoś usnął za kierownicą. Jakby powiedzieli panowie policjanci z drogówki, nie zastosowałem się. Błyskawicznie zabrałem już z daleka upatrzony produkt i wróciłem pełnym gazem w ten sam niegodny kierowcy sposób. Odstawiłem na wyznaczone miejsce, kliknąłem to tu to tam, a tu niespodzianka! Nie udało mi się wyrobić normy! Nie zmieściłem się w czasie! No więc co ja miałem zrobić? Przeskakiwać między alejkami? Fruwać pod sufitem? Czy założyć majtki na wierzch i udawać Supermana? Struś Pędziwiatr, szybki tramwaj, Flash Gordon… Może to są te normy unijne dla Polski? Ale luz, myślmy pozytywnie. Po co mi logika, skoro jestem w wesołym miasteczku? Rozbijam się pomarańczową furą i jeszcze mi za to płacą.

LINK DO CZĘŚCI 4

Senne korytarze hipnoz

Obraz zaczął falować po zeżarciu kokonu
lękliwego wojownika na izbie społecznej nadkwasoty serca
śmierć jako forma przetrwalnikowa wykarmiła skorupą potomstwo
przejście wyczekiwanym progiem do którego żeglowała całą flotą jaźni
agonia ponad świadomością przerwana życiem
niczym ekstatyczny dryf sennym korytarzem hipnoz
poczęcie klonów z jałowych komórek na miejscu pustek
repliki humanoidów płodniejsze od matek
bez tolerancji na słodycz mutanty nie czują
smaki rozkoszy u hybryd są sterylne
nielogiczna druga połówka jabłka po skonsumowaniu pierwszej

obraz zaczął falować po przerwaniu dopływu zgniłości.

 

WIERSZ POCHODZI Z TOMIKU „OCZY ERY TECHNO”

Kraina roztoczków

Kiedy dookoła roztaczają się roztocza
i nie jest to typowy krajobraz roztoczański
co najwyżej kraina roztoczków pozbawionych toczków
a ty nie masz akurat ochoty włączać ssania
zgodnie z ideologią powrotu do natury
poocieraj się o korę
nakarm swoją farmę złuszczającym się naskórkiem
poczuj przydatność wiedząc
że możesz się do czegoś zużyć
używając nadmiaru siebie wyjdź poza siebie
pomagając sobie w linieniu
niech się przed tobą roztoczą wszystkie warstwy
roztocza je zwiną
porzuć wszelkie troski trwającej chwili pocierania
karalność wykroczenia ocieractwa wciąż nie jest egzekwowana
siłą woli pomiń siły tarcia
dzielnie rozcieraj zrogowaciałe złogi
jako karmiciel roztoczków i rozkruszków
też możesz zostać pasożytem
ewentualnie przykuj się do drzewa.

 

WIERSZ POCHODZI Z TOMIKU „BULDOŻERY ELOKWENCJI”

Stworzenia efemeryczne

Wahania planu we wnykach podłości
realia wbrew obietnicom pospolitych marzeń
gdzieś między skrajną euforią
a stanem maniakalno depresyjnym
efemeryczne stworzenia
bezmyślnie karmione chlebem poprzez ciało
sens istnienia w bezsilności dalszej
przechodzi okres wzmożonych samobójstw
dzień dobry na cudowne odmiany
ewentualnie szukanie zastępczych zajęć
typu ostrzenie noży kuchennych.