Podparcia w odległości pozornej

Podparcia w odległości pozornej QR Są chwile niczym niepodparte
i podparcia nie na miejscu
w punktach poniżej poziomu
momenty pod parciem depresji
wraz z teorią odległości pozornej
pozbawienie złudzeń nasila spokój.

 

WIERSZ POCHODZI Z TOMIKU „TERYTORIUM ROZPADU SEKWENCJI”

11 000

Prawda minorowa wszystkich nielotów
powłóczące skrzydła
jedenaście tysięcy judejskich aniołów
beton depresja
i zdarta biel
miłość dziwacznie zbłąkana
bezkres przestrzeni dla planet
wir
pióra farbowane popiołem
beton zwątpienie
i kosmos na ołtarzu nieba
garb czas
pogarda brud
żmudnie zaszyfrowany raj
zbawienna pieśń otuchy
niepokalana przez świętość
zbrukana zaniechaniem
jedenaście tysięcy judejskich aniołów
beton obcość
i uderzenia o własnych synagog
samotność.

 

LINK DO WERSJI MULTIMEDIALNEJ
WIERSZ POCHODZI Z TOMIKU „O JEDNO NIEBO WIĘCEJ”

Poza urzędem pracy

Zestawiając dane opisujące przebieg działalności życia
odczuwam dużo lecz mało kontrastowo
bez wyraźnej oprawy graficznej
deficyt
do tej pory zawsze wynikał deficyt
wyrażony w jednostkach pieniężnych
lub jednostkach uczuć
mała frekwencja wśród zwiedzających gwarantowana
zwłaszcza poza urzędem pracy
ogólnoświatowy kryzys w małej skali depresji
plany śmiałej desperacji wszelkich zasobów
naturalnie słuszny popyt
postęp za cenę zubożenia życia niepłacącego faktur
i podwykonawców bankrutujących po ludzku
nie wystosowano żadnej transzy z pomocą
choć otwarcie deklarowałem przyjąć każdą ilość euro
przeeksploatowanie
przed przystąpieniem do wydobycia.

Stworzenia efemeryczne

Wahania planu we wnykach podłości
realia wbrew obietnicom pospolitych marzeń
gdzieś między skrajną euforią
a stanem maniakalno depresyjnym
efemeryczne stworzenia
bezmyślnie karmione chlebem poprzez ciało
sens istnienia w bezsilności dalszej
przechodzi okres wzmożonych samobójstw
dzień dobry na cudowne odmiany
ewentualnie szukanie zastępczych zajęć
typu ostrzenie noży kuchennych.

Lokalna jednostka pocztowa lub coś bardziej pracochłonnego

Dobrze, że mam tylko jeden skończony kierunek i przez to tylko jednego magistra, bo inaczej to byłoby mi dopiero głupio wegetując od pół roku na bezrobociu. Siedzę i zastanawiam się, co by tu jeszcze napisać o sobie ciekawego i komu wysłać, przy założeniu oczywiście, że po pół roku jest jeszcze coś ciekawego do napisania i jest ktoś kto chciałby to czytać.

Czterdziesta wersja listu motywacyjnego, wielokrotnie modyfikowane CV, wymieniane zdjęcie na pełniejsze powagi i lepiej zretuszowane – to wszystko dawno przestało bawić. Najfajniejsze są rozmowy kwalifikacyjne. Swoją drogą dopóki na jakieś chadzam, istnieje minimum motywacji do dalszego drukowania i wysyłania listów.

Jestem na takiej modelowej rozmowie, próbują mnie podejść, testują mój charakter, każą opowiadać o sobie. Ciekawe czy od czasów przedszkola wymyślił ktoś bardziej żenującą sytuację niż zachęcanie do opowiadania o sobie publicznie? Do tego trzeba tak mówić o swojej świetności zajebistości, aby nie wyjść na narcyza egocentryka. Pytają o zainteresowania i plany na przyszłość, kiedy ja nie wiem czy jutro będę miał na kolejną porcję znaczków, które i tak ostatnio podrożały, oczywiście dla zwiększenia komfortu wyświadczanych mi usług, a pani w okienku numer dwa lokalnej jednostki pocztowej i tak pomiędzy moją prośbą o znaczki, a wydaniem reszty zrobi sześć mało atrakcyjnych min pod moim adresem o bliżej nieokreślonym podłożu.

Brak mi słów, aby wyrazić, że czuję się jak podejrzany o dokonanie serii brutalnych morderstw. Dali mi niewygodne krzesło bez oparć na dłonie, które z tego powodu lepią mi się do ud, bo jestem zupełnie niespodziewanie zdenerwowany po całej nieprzespanej nocy. Nic nie mogłem zjeść na śniadanie o szóstej rano, gdyż wyjątkowo humanitarnie umówiono się ze mną o świcie. Przez co również boli mnie głowa, jak zwykle w takich przypadkach. I nawet nie wspomnę, że akurat chce mi się seksu. A potem jeszcze rozmawiają ze mną po angielsku… Zamiast po francusku.

Zupełnie wysoko także plasuje się moja samoocena w przypadku, gdy przez trzy miesiące usilnie wyczekuję na odpowiedź z danej firmy i nagle, po straceniu wszelkiej ochoty na kontakty z takową i kilku standardowych zapaściach depresyjnych, ja niegodny otrzymuję tak upragnioną wiadomość. Czy wypada się czepiać, że mailem, który przyszedł w środę po południu, by zawiadomić o spotkaniu w czwartek rano? Jakże bym śmiał całą moją zapyziałą buraczanością. Przez te trzy miesiące widocznie negocjowali ze mną termin rozmowy, ale akurat uprowadzili mnie kosmici i wypadło mi z głowy. Dobrze chociaż, że każdy bezrobotny posiada w domu internet i na bieżąco może odbierać pilną korespondencję. Wytęskniony list zawierał także zestaw poleceń typu:
przynieść wszystkie świadectwa szkolne – zawsze przy sobie noszę;
zapoznać się z dwoma książkami i paroma czasopismami branżowymi – bezrobotni notorycznie kupują co najmniej jedną książkę i cztery gazety wydane na papierze kredowym w tygodniu oraz inne ekskluzywne wydawnictwa;
zapoznać się z trzema podanymi stronami internetowymi – z których jedna jest po niemiecku, druga w przebudowie, a trzeciej nie można odnaleźć.
Spoko. Odpisałem, że to doskonały żart z ich strony. Szczerze doceniam wszelkie nawet najmniejsze próby podnoszenia bezrobotnych na duchu. Polecam się na przyszłość, choć niekoniecznie na czwartek rano. Bo czwartek to była już odległa przeszłość, choć pocztę staram się sprawdzać na bieżąco. Już za samą bystrość w kalkulowaniu dni tygodnia powinni mnie zatrudnić. Choć może najzwyczajniej sprawdzali moją dyspozycyjność… W zasadzie nie opuszczam mojego boksu startowego.

Fajnie też jest jak na pierwszej rozmowie każą bezrobotnemu coś przygotować na drugą, jakiś projekt lub coś bardziej pracochłonnego. Rzuca wtedy taki wszystkie znaczki okraszane grymasami pani z okienka numer dwa lokalnej jednostki pocztowej i zaczyna otwierać sobie żyły, żeby projekt, lub coś bardziej pracochłonnego, zadowalał wszelkie gusta estetyczne odpowiedzialne za kolorystykę i fantazyjne ułożenie czcionek. Za drugim razem dostaje do zrobienia coś bardziej pracochłonnego. Zaciąga debet i robi. Na trzeciej rozmowie każą zostawić do rozpatrzenia i czekać na telefon. W taki sposób tajne służby powinny torturować podejrzanych o terroryzm. Nie dzwonią cały tydzień, potem drugi. Zapożycza się bezrobotny u rodziny, kupuje kartę i dzwoni do firmy.
– Niestety Pański projekt ( lub coś bardziej pracochłonnego) okazał się niewystarczający wobec naszych oczekiwań związanych z Pańską osobą, aczkolwiek pragniemy pozostać z Panem w kontakcie na wypadek nawiązania w przyszłości współpracy.
Chociaż w sumie to od początku wiedzieliśmy, że musimy zatrudnić siostrzeńca prezesa, ale przecież dobrych pomysłów nie znajduje się na ulicy. I pewnie taki bezrobotny poszedłby po kolejny wagon znaczków do pani z okienka numer dwa lokalnej jednostki pocztowej, która zrobi sześć mało atrakcyjnych min – pani, nie lokalna jednostka pocztowa – ale skończył mu się akurat zasiłek.

 

OPOWIADANIE OPUBLIKOWANE W PORTALACH SZTUKATER.PL ORAZ DESPERAT-ZINE